środa, 29 lipca 2015

Weekend w Berlinie (pozostaje niedosyt)


Nie będę ukrywać, że uwielbiam podróżować. Podróż pozwala mi odpocząć od codzienności, tak po prostu, po ludzku robię sobie od czasu do czasu reset. Dystans w sensie fizycznym pozwala mi też zdystansować się psychicznie, wracam do domu zawsze z nowym, świeżym spojrzeniem na te same, stare sprawy. Zatem zaczynamy. Miasto. Trzy dni. Cztery przyjaciółki. Willkommen in Berlin. A na końcu garść subiektywnie przydatnych informacji.


Berlin Hauptbahnhof 

Miasto kontrastów. Zwiedzając miasto odbieram je jako całość: architekturę, sieć komunikacyjną, miejsca które polecają przewodniki i te, które omijają szerokim łukiem, miasto zza okna tramwaju i przemierzane pieszo. Jestem z gatunku tych wzrokowców, którzy zwracają uwagę nawet na kształt kosza na śmieci i kolor siedzeń na stacji metra. Jakby tego było mało szukam  w tym wszystkim jakiejś spójności, czegoś co wybija się na pierwszy plan i powtarza się w kolejnych miejscach, które odwiedzam. Można to nazwać duszą miasta, atmosferą, wrażeniem. Przemierzając Berlin pieszo, kolejką, metrem i autobusem miałam trudny orzech do zgryzienia. Berlin wydaje się być miastem niespójnym pod każdym względem, nic tutaj pozornie do siebie nie pasuje: postkomunistyczna wieża telewizyjna, Brama Brandenburska nawiązująca do budowli greckiego Akropolu i do tego niezwykłe graffiti na murze berlińskim. W pewnym momencie zorientowałam się, że magia tego miejsca tkwi właśnie w tej „niespójności”: różnorodność w architekturze (od Alexanderplatz po Muzeum Pergamońskie), sztuce, którą oferują nam muzea (od antyku po współczesność), mieszanka kultur i stylów, a do tego dobrze nam znana historia (mur berliński, Charlie Checkpoint). Bardzo trudno oddać ducha tego miasta słowami, jest tak niesamowite, że po prostu trzeba je zobaczyć na własne oczy.  

Polecam wymienione powyżej miejsca, a w szczególności Wyspę Muzeów (pięć monumentalnych, światowej sławy muzeów: m. in.: Pergamońskie, Bodego, czy też Stara Galeria, bogaty przegląd sztuki począwszy od starożytności). Wprawdzie zastały nas tam ogromne kolejki, ale to tylko potwierdza, że nie można tego miejsca pominąć. 


Wyspa Muzeów (widok na Starą Galerię Narodową) na rzece
Sprewie

Stara Galeria Narodowa (Wyspa Muzeów) z perspektywy
oczekujących w kolejce :)

Idąc dalej tym szlakiem warto zajrzeć do Muzeum Fotografii i koniecznie do Muzeum Żydowskiego. Tutaj muszę się chwilę zatrzymać. To był ostatni punkt na naszej mapie zwiedzania Berlina. W pewnym momencie, pojawiła się w nas obawa, czy nie popełniłyśmy błędu, odwiedzając to muzeum na końcu, spodziewałyśmy się trudnych i przygnębiających w odbiorze ekspozycji. No cóż, nic bardziej mylnego. Po pierwsze muzeum podzielone jest na okresy historyczne, prezentuje zatem historię Żydów w Niemczech od 4 w. n.e. po czasy współczesne. Po drugie forma: treści prezentowane są zarówno w formie materiałów prasowych, ale także poprzez fotografię, film, rzeźbę i wiele, wiele innych. Spora ilość eksponatów ma formę interaktywną, jako zwiedzający stajemy się jednocześnie uczestnikami i współtwórcami, jest w tym element gry, edukacji. Po trzecie zwiedzamy to miejsce, a raczej doświadczamy go w przeróżnych pozycjach, oglądamy fotografie stojąc, filmy możemy obejrzeć wchodząc na specjalny podest albo siadając w fotelu. Eksponaty są rozmieszczone w przeróżny sposób w przestrzeni, niekiedy po prostu nas otaczają, innym razem spacerujemy pomiędzy betonowymi blokami (Ogród Wypędzonych), próbując utrzymać równowagę na pochyłym gruncie. Odbieramy to miejsce zatem wszystkimi zmysłami. Muzeum składa się z dwóch budynków, część zaprojektowana przez Libeskinda  ma kształt ściśniętej, połamanej gwiazdy Dawida. 

Ogród Wypędzonych (Muzeum Żydowskie)

Muzeum Żydowskie, budynek Libeskinda, widok z Ogrodu Wypędzonych

Warto wygospodarować sobie kilka godzin na zwiedzanie tego muzeum, ponieważ wrażenia są niepowtarzalne. Dodatkowo tematyka zahacza o wielokulturowość i jak tego możemy się spodziewać w wielu miejscach spotykamy rodzime wątki. W muzeum jest także restauracja, można na chwilę usiąść i się posilić. To dobry pomysł, bo jak wspominałam nie sposób wpaść tutaj na pół godziny i przebiec pomiędzy salami. (No chyba, że goni nas ochroniarz, któremu nagle przypomniało się, że nasza torba jednak powinna zostać w szatni, bo gabarytami odpowiada niektórym eksponatom :) )

Garść subiektywnie przydatnych informacji

Jak dojechać: do końca roku polski przewoźnik kolejowy oferuje nam bilety już od 16 euro. Trzeba jednak kupować z wyprzedzeniem. Podróż trwa około 2,5 godziny. Szybko, wygodnie i jeśli się uda to jeszcze tanio :) Polecam, choć na pewno są także dobre połączenia autobusowe, a znam też takich którzy wolą swoje cztery kółka.

Karty zniżkowe. Warto przyjrzeć się takim ofertom jak:  Museum pass Berlin (trzydniowa) oraz Berlin Welcome Card (48h, 72 h lub 5 dni), w cenie od 20 euro. Pierwsza oferuje bezpłatny wstęp do 50 muzeów z listy (tylko na stałe wystawy), z drugą jeździmy komunikacją za darmo, a bilety do muzeów kupujemy z rabatem i dodatkowo mamy zniżki w wybranych restauracjach i barach. Szczegóły tutaj (uwaga ceny na miejscu mogą być wyższe): 

Komunikacja: na pierwszy rzut oka plan wszystkich linii wygląda jak kadr z Incepcji, po jakimś czasie orientujemy się, że dojedziemy praktycznie wszędzie (jak zawsze z wyjątkami)  i o każdej porze. Warto zapamiętać oznaczenia środków transportu( U-Bahn to metro, S-Bahn czyli kolejka miejska,  autobusy: M, N, X, TXL). Polecam również zaopatrzyć się w dobrą mapę albo aplikację na telefon. Uwaga biletomaty (przynajmniej na dworcu głównym) mają polską wersję językową :) a bilety całodobowe są ważne zawsze do 3.00 nad ranem dnia następnego. Nam najbardziej opłacał się całodniowy bilet grupowy do 5 osób (strefa AB):  Kleingruppen-Tageskarten w cenie 16,90 euro. Jeśli chodzi o bilety polecam stronę http://www.s-bahn-berlin.de/en/tickets-fares/tickets. Na koniec nie mogę się powstrzymać i muszę podkreślić, że Berlin komunikacyjnie to raj dla rowerzystów: dużo wypożyczalni rowerowych, własne pasy na jezdni! dla rowerzystów i atmosfera wzajemnego zrozumienia wśród uczestników ruchu :)



Sentymentalne podsumowanie: Berlin po prostu trzeba zobaczyć. Trzydniowy pobyt w Berlinie to dość optymalna propozycja, ale pozostaje niedosyt i już dzisiaj wiem, że na pewno tam wrócę.

Natalia

wtorek, 28 lipca 2015

Go South!



Wśród kolorowych magazynów z reklamami drogich perfum, z wyretuszowanymi paniami na okładkach, poradników kulinarnych z tysiącami przepisów na dania do zjadania i do oglądania, pośród przeróżnych czasopism z naszej bibliotecznej półki najbardziej lubię Świerszczyka. Dwutygodnik dla dzieci w wersji wznowionej, który zaskakuje i za każdym razem kiedy pojawia się nowy numer wywołuje uśmiech na twarzy za sprawą zabawnych ilustracji i bogatej, mądrej treści. Jest w nim mnóstwo inspiracji dla dzieci, dla rodziców, dla nauczycieli i wreszcie dla bibliotekarzy, a dla tych szalonych bibliotekarzy, to na pewno wielkie źródło szalonych pomysłów. W naszej pracy Świerszczyk pomógł nam nie raz. Twórcy tego magazynu zasługują na duże uznanie! Dla mnie, osobiście, czasopismo to, to podróż do dzieciństwa. Ta część dzieciaka która we mnie została jest bardzo uradowana czytając te zawiłe rymowanki i oglądając fantazyjne ilustracje. Ostatni numer od razu wzbudził mój entuzjazm, bo na okładce latająca koza nad szczytami gór! Kiedy ja właśnie chciałam napisać coś o górach, kiedy zatęskniło mi się za chłodnym, górskim powietrzem, za pejzażem pofalowanego i postrzępionego horyzontu, za wilgotnym skalnym dotykiem, za lekkim wirowaniem w głowie kiedy patrzy się w dół, za przyspieszonym biciem serce na szlaku za szemraniem wody w strumieniu…
Szrenica







Pod Strzechą Akademicką
Mogłabym wymieniać i wymieniać…miłośnicy gór wiedzą o co chodzi. Jest ich na pewno wielu, tych co przemierzają górskie szlaki na całym świecie wzdłuż i w szerz. Ja natomiast, szczególnie kocham nasze, polskie góry, które wcale nie kończą się na Zakopanem i Karpaczu. Zachęcam każdego do poznania zakamarków różnorodnych terenów górskich, które w większości zajmują południowy kraniec Polski. W moim przypadku miłość do gór rozpoczęła się wcześnie w dzieciństwie w Karkonoszach, do tej pory pamiętam jakie wrażenie zrobił na mnie wieczorny widok Kotliny Jeleniogórskiej przez okna groszkowego malucha zjeżdżającego z Przełęczy Okraj. Potem zachwycałam się już każdą stromizną, każdym pochyleniem terenu, skalistym zboczem, tryskającym wodospadem. I pokochałam wędrówki po karkonoskich szlakach, potem Tatry, Góry Izerskie, Stołowe, Kotlina Kłodzka. 

Wodospad Szklarka
Góry piękne są o każdej porze dnia i nocy, wiosną, latem, zimą a zwłaszcza jesienią. W Górach Izerskich można w nocy obserwować gwiazdy na niebie nie zaśmieconym nadmiarem sztucznego światła, można zjeść pyszne naleśniki z jagodami nocując w Chatce Górzystów, magicznym miejscu, na Hali Izerskiej, gdzie zazwyczaj hula wiatr a w środku można ogrzać się przy kominku. Wśród regałów z książkami które podpierają prawie każdą tam ścianę przechadzają się koty i psy bardzo sympatycznych, gościnnych właścicieli. Karkonosze urzekają różnorodnością szlaków, które poprowadzą w otuloną zboczami dolinę małego i wielkiego stawu przy schronisku Samotnia lub w górę ku Śnieżce gdzie we włosach tańczy wiatr a pod stopami przepastne przestrzenie. Góry Stołowe goszczą nas w swoich korytarzach między skalnymi formacjami Szczelinca i Błędnych Skał. Tatry, ah! Zapierają dech w piersiach…Wiele miejsc chciałabym jeszcze zobaczyć dlatego wciąż często będę odwiedzać polskie góry.


Pod Giewontem
 Dla mnie góry mają coś magicznego, nie potrafię nawet tego do końca wytłumaczyć, może zacytuję fragment świerszczykowego wierszyka autorstwa  Natalii Usenko:

Ten z was, kto w górach nie był ani razu,
Może powiedzieć:
-To kupa głazów!
Góry? To bura kamieni fura!
Jest strasznie nudna. Trochę ponura.

Bo skąd ma wiedzieć, że to są czary?
Że tam po deszczu mgliste opary
Powstają z dolin jak armia duchów,
Tak piękne że aż coś ściska w brzuchu…
Że w górach, w ciemnych grotach pod ziemią,
Na swoich skarbach smoczyska drzemią?
A ten kto wejdzie na sam szczyt góry,
Zobaczy z bliska słońce i chmury?
A kiedy zejdzie, nawet po latach,
Wie, że stał kiedyś na szczycie świata?(...)

Krysia
Chatka Górzystów


poniedziałek, 6 lipca 2015

Berlin, Berlin.....


Miasto niezwykłe. Przekonałam się o tym w końcu, na własnej skórze, spędzając weekend w rzuconej nie daleko, tuż za miedzą, stolicy Niemiec. To że jest niezwykłe już nie raz wcześniej słyszałam. Śpiewano też o tym w piosenkach, pisano w książkach, kilka magicznych obrazów z kręconych tam filmów zapadło mi szczególnie w pamięć, a zwłaszcza z filmu Wendersa Niebo nad Berlinem. Może właśnie magia opiewanego miasta tak mnie przyciągała, ale jego niezwykłość to przede wszystkim historia….Po krótkim pobycie, Berlin magnetyzuje mnie jeszcze bardziej. Najbardziej urzekła mnie jego przestrzeń poprzeplatana zróżnicowaną architekturą – nowoczesne biurowce w towarzystwie renesansu i baroku…podoba mi się to pomieszanie – futurystyczne bryły w kontraście z zrównoważoną architektura klasyczną. Urzekło mnie też to, że dla rowerzystów wydzielony jest specjalny pas na jezdni, oraz wiele udogodnień dla tych którzy poruszają się po Berlinie na dwóch kółkach! Urokliwe miejsca, tłoczne bulwary, rozświetlona nocą Brama Brandenburska, kolejka miejska, z okien której pięknie widać miasto, brzeg Sprewy i pozostałości muru berlińskiego z namalowanymi obrazami, hasłami o wolności, równości i tolerancji…Bogactwa berlińskich muzeów, które fundują dalekie podróże w czasie…wszystko to zaostrzyło tylko mój apetyt na Berlin, by wrócić tam na dłużej i zobaczyć więcej…
Wśród naszej czwórki biegającej po Berlinie była też szalona bibliotekarka, którą niejako wywołuję tutaj do tablicy! Aha! Tak, tak, niech sama opowie jak jej się widzi Berlin, bo zapewne każdemu widzi się inaczej. Obraz jaki widział się mnie – dopełnią zdjęcia.
Muszę jeszcze dodać że jak na szalone bibliotekarki przystało, miałyśmy w planach odwiedzić tamtejsze biblioteki, niestety w związku z małą ilością czasu, nie udało się to, co tym bardziej zachęca do powrotu.

Krysia