Nie będę ukrywać, że uwielbiam
podróżować. Podróż pozwala mi odpocząć od codzienności, tak po prostu, po
ludzku robię sobie od czasu do czasu reset. Dystans w sensie fizycznym pozwala
mi też zdystansować się psychicznie, wracam do domu zawsze z nowym, świeżym
spojrzeniem na te same, stare sprawy. Zatem zaczynamy. Miasto. Trzy dni. Cztery przyjaciółki. Willkommen
in Berlin. A na końcu garść subiektywnie przydatnych informacji.
Berlin Hauptbahnhof |
Miasto kontrastów. Zwiedzając miasto odbieram je jako całość:
architekturę, sieć komunikacyjną, miejsca które polecają przewodniki i te,
które omijają szerokim łukiem, miasto zza okna tramwaju i przemierzane pieszo.
Jestem z gatunku tych wzrokowców, którzy zwracają uwagę nawet na kształt kosza
na śmieci i kolor siedzeń na stacji metra. Jakby tego było mało szukam w tym wszystkim jakiejś spójności, czegoś co
wybija się na pierwszy plan i powtarza się w kolejnych miejscach, które
odwiedzam. Można to nazwać duszą miasta, atmosferą, wrażeniem. Przemierzając
Berlin pieszo, kolejką, metrem i autobusem miałam trudny orzech do zgryzienia.
Berlin wydaje się być miastem niespójnym pod każdym względem, nic tutaj
pozornie do siebie nie pasuje: postkomunistyczna wieża telewizyjna, Brama
Brandenburska nawiązująca do budowli greckiego Akropolu i do tego niezwykłe
graffiti na murze berlińskim. W pewnym momencie zorientowałam się, że magia
tego miejsca tkwi właśnie w tej „niespójności”: różnorodność w architekturze
(od Alexanderplatz po Muzeum Pergamońskie), sztuce, którą oferują nam muzea (od
antyku po współczesność), mieszanka kultur i stylów, a do tego dobrze nam znana
historia (mur berliński, Charlie Checkpoint). Bardzo trudno oddać ducha tego
miasta słowami, jest tak niesamowite, że po prostu trzeba je zobaczyć na własne
oczy.
Polecam wymienione powyżej miejsca, a w szczególności Wyspę Muzeów (pięć monumentalnych, światowej sławy muzeów: m. in.: Pergamońskie, Bodego, czy też Stara Galeria, bogaty przegląd sztuki począwszy od starożytności). Wprawdzie zastały nas tam ogromne kolejki, ale to tylko potwierdza, że nie można tego miejsca pominąć.
Wyspa Muzeów (widok na Starą Galerię Narodową) na rzece Sprewie |
Stara Galeria Narodowa (Wyspa Muzeów) z perspektywy oczekujących w kolejce :) |
Idąc dalej
tym szlakiem warto zajrzeć do Muzeum Fotografii i koniecznie do Muzeum
Żydowskiego. Tutaj muszę się chwilę zatrzymać. To był ostatni punkt na naszej
mapie zwiedzania Berlina. W pewnym momencie, pojawiła się w nas obawa, czy nie
popełniłyśmy błędu, odwiedzając to muzeum na końcu, spodziewałyśmy się trudnych
i przygnębiających w odbiorze ekspozycji. No cóż, nic bardziej mylnego. Po
pierwsze muzeum podzielone jest na okresy historyczne, prezentuje zatem
historię Żydów w Niemczech od 4 w. n.e. po czasy współczesne. Po drugie
forma: treści prezentowane są zarówno w formie materiałów prasowych, ale także
poprzez fotografię, film, rzeźbę i wiele, wiele innych. Spora ilość eksponatów
ma formę interaktywną, jako zwiedzający stajemy się jednocześnie uczestnikami i
współtwórcami, jest w tym element gry, edukacji. Po
trzecie zwiedzamy to miejsce, a raczej doświadczamy go w przeróżnych pozycjach,
oglądamy fotografie stojąc, filmy możemy obejrzeć wchodząc na specjalny podest
albo siadając w fotelu. Eksponaty są rozmieszczone w przeróżny sposób w przestrzeni, niekiedy po prostu nas otaczają, innym razem spacerujemy pomiędzy betonowymi blokami (Ogród Wypędzonych), próbując utrzymać równowagę na pochyłym gruncie. Odbieramy to miejsce zatem wszystkimi zmysłami. Muzeum składa się z dwóch budynków, część zaprojektowana przez Libeskinda ma kształt ściśniętej, połamanej gwiazdy Dawida.
Ogród Wypędzonych (Muzeum Żydowskie) |
Muzeum Żydowskie, budynek Libeskinda, widok z Ogrodu Wypędzonych |
Warto wygospodarować sobie kilka godzin na zwiedzanie tego muzeum, ponieważ wrażenia są niepowtarzalne. Dodatkowo tematyka zahacza o wielokulturowość i jak tego możemy się spodziewać w wielu miejscach spotykamy rodzime wątki. W muzeum jest także restauracja, można na chwilę usiąść i się posilić. To dobry pomysł, bo jak wspominałam nie sposób wpaść tutaj na pół godziny i przebiec pomiędzy salami. (No chyba, że goni nas ochroniarz, któremu nagle przypomniało się, że nasza torba jednak powinna zostać w szatni, bo gabarytami odpowiada niektórym eksponatom :) )
Garść subiektywnie przydatnych informacji
Jak dojechać: do końca roku
polski przewoźnik kolejowy oferuje nam bilety już od 16 euro. Trzeba jednak
kupować z wyprzedzeniem. Podróż trwa około 2,5 godziny. Szybko, wygodnie i
jeśli się uda to jeszcze tanio :) Polecam, choć na pewno są także dobre połączenia autobusowe, a znam też takich
którzy wolą swoje cztery kółka.
Karty zniżkowe. Warto przyjrzeć
się takim ofertom jak: Museum pass
Berlin (trzydniowa) oraz Berlin Welcome Card (48h, 72 h lub 5 dni), w cenie od
20 euro. Pierwsza oferuje bezpłatny wstęp do 50 muzeów z listy (tylko na stałe
wystawy), z drugą jeździmy komunikacją za darmo, a bilety do muzeów kupujemy z
rabatem i dodatkowo mamy zniżki w wybranych restauracjach i barach. Szczegóły
tutaj (uwaga ceny na miejscu mogą być wyższe):
Komunikacja: na pierwszy rzut oka
plan wszystkich linii wygląda jak kadr z Incepcji,
po jakimś czasie orientujemy się, że dojedziemy praktycznie wszędzie (jak
zawsze z wyjątkami) i o każdej porze.
Warto zapamiętać oznaczenia środków transportu( U-Bahn to metro, S-Bahn czyli
kolejka miejska, autobusy: M, N, X,
TXL). Polecam również zaopatrzyć się w dobrą mapę albo aplikację na telefon.
Uwaga biletomaty (przynajmniej na dworcu głównym) mają polską wersję językową :) a bilety całodobowe są ważne zawsze do
3.00 nad ranem dnia następnego. Nam najbardziej opłacał się całodniowy bilet
grupowy do 5 osób (strefa AB):
Kleingruppen-Tageskarten w cenie 16,90 euro. Jeśli chodzi o bilety
polecam stronę http://www.s-bahn-berlin.de/en/tickets-fares/tickets. Na koniec
nie mogę się powstrzymać i muszę podkreślić, że Berlin komunikacyjnie to raj
dla rowerzystów: dużo wypożyczalni rowerowych, własne pasy na jezdni! dla
rowerzystów i atmosfera wzajemnego zrozumienia wśród uczestników ruchu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz