wtorek, 30 czerwca 2015

Recenzuję, a co mi tam…!


Jest mnóstwo książek, które chciałabym kiedyś przeczytać. Jest też mnóstwo książek, które już przeczytałam. Niektóre warte polecenia, inne trochę mniej. Jak pisał niegdyś Albert Camus – „Nie można być autorem dla każdego” i to prawda. To, co może podobać się mnie, nie znaczy wcale, że spodoba się i Tobie. Książka, o której chcę napisać to biografia połączona ze wspomnieniami, pt. „Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze”. Podobno nie ocenia się książki po okładce, ale w tym wypadku okładka zadziałała na mnie nieprzyzwoicie mocno! Dlaczego? Sama tego nie wiem…




Znajdują się w niej przede wszystkim treści listów (jak wskazuje sam tytuł) oraz telegramów, notatek. Są też zdjęcia Agnieszki Osieckiej
i Jeremiego Przybory, teksty ich piosenek, poezji.
Pomiędzy tekstem a zdjęciami przeplata się dwuletni romans dwojga poetów. Miłość tu opisana jest piękna, poetycka. Taka miłość zdarza się zbyt rzadko! To prawdziwa uczta dla duszy, dla serca – dla wszystkich zmysłów. I czasem tylko rumieńce mogą pojawić się na twarzy, ponieważ ma się odczucie, że zagląda się gdzieś, gdzie zajrzeć się nie powinno. 

„Przyprawiasz mnie o łzy,
jak to się zdarza - muzyce
Przyprawiasz mnie o sny
Orfeusza o Eurydyce
Przenikasz mnie, jak wiatr
sierpniowy - drzewo
Otaczasz mnie, jak świat otacza niebo
I jesteś wciąż przeze mnie
Niedośpiewanym śpiewem -
chcę Cię nazwać tak pięknie,
że, jak cię nazwać, nie wiem…”
[Tekst zapisany przez Jeremiego w kalendarzu Agnieszki z 1964 r.]


Książka, do której się wraca. Miłość, którą się odczuwa. Czas zatrzymuje się w miejscu. I cóż tu więcej pisać, gdy przy tych dwojgu słów brak?...


źródło: Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy...



źródło: Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy...





źródło: Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy...



Gorąco polecam!
Agnieszka


P.S. Do książki dołączona jest płyta z audiobookiem czytanym przez Magdę Umer i Piotra Machalicę. Polecam jednak samodzielną lekturę – jakoś tak wszystko lepiej można zrozumieć, lepiej zinterpretować, odczuć na własnej skórze...

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Nowa jakość ciszy



 
Są takie chwile w życiu bibliotekarza, że nadmiar cyfr powoduje zaburzenia wzroku a palce przestają trafiać w odpowiednie klawisze kalkulatora i okazuje się jakimś cudem, że 2 +2 = 5 a litery alfabetu złośliwie zmieniają kolejność. Chwytamy nerwowo za ucho kubka i zaglądamy do środka – pusto, kawa dawno się skończyła…Pora zatem przerwać na chwilę ten maraton liczenia, zaparzyć nową kawę i…usłyszeć coś innego niż stukot kalkulatora i szmer suniętego po papierze ołówka…ale co? Muzyka! W bibliotece? Nie łatwo jest znaleźć tło muzyczne do pracy, tak by nie przeszkadzało, nie drażniło, nie zagłuszało i nie płoszyło czytelników – niestety ciężki metal odpada ( ku mojemu ubolewaniu).


Jak wiadomo cisza to słowo, które przywarło dość mocno do biblioteki, dawniej ciszę trzeba było zachować obowiązkowo, rygorystycznie i bezwzględnie, teraz jest nieco inaczej. Biblioteka jest troszkę inna niż kiedyś, ciągle się zmienia, tak jak świat wokół, jak nasi czytelnicy. Ci którzy szukają spokojnego, wygodnego miejsca by w skupieniu uczyć się i czytać, odnajdą je w naszej bibliotece, lecz jest tu miejsce i czas także na rozmowy, dyskusje, emocje…często też na zabawę, bywa że przestrzeń w naszej bibliotece wypełnia zgiełk i wrzawa dziecięca. Lubię patrzeć na niepohamowaną radość i zachwyt dzieci, które nagle znalazły książkę o swoim ulubionym bohaterze, lubię słuchać kiedy z zapałem i przejęciem opowiadają o tym, jak im minął dzień. Myślę sobie wtedy, że tego bezpretensjonalnego sposobu postrzegania świata moglibyśmy się uczyć od naszych najmłodszych miłośników literatury. Mówienie szeptem i chodzenie na palcach wśród regałów nie jest konieczne, nie trzeba też zawsze hamować ekspresji emocji, warto jednak zwrócić uwagę, kto oprócz nas korzysta z biblioteki i uszanować także potrzeby innych.


Jednym hałas przeszkadza w skupieniu, innych drażni martwa cisza…Ja sama jestem miłośnikiem muzyki, nie ukrywam też że głośne jej słuchanie sprawia mi najwięcej przyjemności. To niezdrowe - niezaprzeczalny to fakt! Szkodzi na słuch lecz na skumulowane złe emocje gdzieś we mnie działa jak cudowny lek! Na tysiące różnych ludzkich nastrojów i humorów mamy miliony odpowiednich temu piosenek, które załagodzą wszelkie troski, rozładują napięcia, ukoją smutek, dadzą upust euforii, wyrzucą z nas gniew… Chyba, gdyby było to możliwe, zamiast leków, na receptach wypisywałabym tytuły piosenek, np. „Na jesienną depresję – album Rhythms del mundo – nieprzerwanie raz dziennie, zażywać przez tydzień”


W chwilach twórczej niemocy, w naszej bibliotece mamy zawsze w zanadrzu swoisty lek na tę specyficzną dolegliwość, a jest nim muzyka niezwykłego duetu z Norwegii Kings of Convenience. Włączamy cichutko ich ostatni, nasz ulubiony album, i nagle serce zaczyna miarowiej bić w rytm delikatnej bossa novy. Królowie wygody to dwójka muzyków, którzy łączą harmonijnie swe subtelne głosy do akustycznego akompaniamentu gitar. Spotkali się w wieku 11 lat w Bergen, pod nazwą King of Convenience zaczęli tworzyć w roku 1999. Wydali 4 albumy, Declaration of dependence to ich ostatni album. Ich muzyka działa kojąco i przywołuje mi w pamięci obrazy rozkwitającej wiosny, a spokojne kompozycje gitarowe wcale nie usypiają, dają wytchnienie, ale i pozytywny impuls do kolejnych szalonych pomysłów. I nagle z monotonii liczenia wybawiają nas te delikatne dźwięki a przyjemny rytm niesie ze sobą słońce z południowych krain…zachęcam każdego do tej wykwintnej uczty muzycznej jaką fundują nam panowie z Kings of Convenience. Jest bardzo inspirująca i relaksująca zarazem, pomaga skupić myśli i zachęcić mózg do kolejnej liczbowej gimnastyki oraz sprawia, że podrygując nieco odkładamy zwrócone świeżo przez czytelników książki na odpowiednie miejsce…


Muzyka i biblioteka to całkiem niezły duet, bo muzyka potrafi też być ciszą, a cichy to inny głośny….a na naszej wiekowej lecz nie tracącej koloru wykładzinie dywanowej można sunąć tanecznym krokiem między regałami książkowymi, niesłyszalnie, niepostrzeżenie…


Krysia