Są takie chwile w życiu
bibliotekarza, że nadmiar cyfr powoduje zaburzenia wzroku a palce przestają
trafiać w odpowiednie klawisze kalkulatora i okazuje się jakimś cudem, że 2 +2
= 5 a
litery alfabetu złośliwie zmieniają kolejność. Chwytamy nerwowo za ucho kubka i
zaglądamy do środka – pusto, kawa dawno się skończyła…Pora zatem przerwać na
chwilę ten maraton liczenia, zaparzyć nową kawę i…usłyszeć coś innego niż
stukot kalkulatora i szmer suniętego po papierze ołówka…ale co? Muzyka! W bibliotece?
Nie łatwo jest znaleźć tło muzyczne do pracy, tak by nie przeszkadzało, nie
drażniło, nie zagłuszało i nie płoszyło czytelników – niestety ciężki metal
odpada ( ku mojemu ubolewaniu).
Jak wiadomo cisza to słowo, które
przywarło dość mocno do biblioteki, dawniej ciszę trzeba było zachować
obowiązkowo, rygorystycznie i bezwzględnie, teraz jest nieco inaczej. Biblioteka
jest troszkę inna niż kiedyś, ciągle się zmienia, tak jak świat wokół, jak nasi
czytelnicy. Ci którzy szukają spokojnego, wygodnego miejsca by w skupieniu
uczyć się i czytać, odnajdą je w naszej bibliotece, lecz jest tu miejsce i czas
także na rozmowy, dyskusje, emocje…często też na zabawę, bywa że przestrzeń w
naszej bibliotece wypełnia zgiełk i wrzawa dziecięca. Lubię patrzeć na niepohamowaną
radość i zachwyt dzieci, które nagle znalazły książkę o swoim ulubionym
bohaterze, lubię słuchać kiedy z zapałem i przejęciem opowiadają o tym, jak im
minął dzień. Myślę sobie wtedy, że tego bezpretensjonalnego sposobu
postrzegania świata moglibyśmy się uczyć od naszych najmłodszych miłośników
literatury. Mówienie szeptem i chodzenie na palcach wśród regałów nie jest konieczne,
nie trzeba też zawsze hamować ekspresji emocji, warto jednak zwrócić uwagę, kto
oprócz nas korzysta z biblioteki i uszanować także potrzeby innych.
W chwilach twórczej niemocy, w naszej
bibliotece mamy zawsze w zanadrzu swoisty lek na tę specyficzną dolegliwość, a
jest nim muzyka niezwykłego duetu z Norwegii Kings of Convenience. Włączamy
cichutko ich ostatni, nasz ulubiony album, i nagle serce zaczyna miarowiej bić
w rytm delikatnej bossa novy. Królowie wygody to dwójka muzyków, którzy łączą
harmonijnie swe subtelne głosy do akustycznego akompaniamentu gitar. Spotkali
się w wieku 11 lat w Bergen, pod nazwą King of Convenience zaczęli tworzyć w
roku 1999. Wydali 4 albumy, Declaration
of dependence to ich ostatni album. Ich muzyka działa kojąco i
przywołuje mi w pamięci obrazy rozkwitającej wiosny, a spokojne kompozycje
gitarowe wcale nie usypiają, dają wytchnienie, ale i pozytywny impuls do
kolejnych szalonych pomysłów. I nagle z monotonii liczenia wybawiają nas te
delikatne dźwięki a przyjemny rytm niesie ze sobą słońce z południowych krain…zachęcam
każdego do tej wykwintnej uczty muzycznej jaką fundują nam panowie z Kings of Convenience.
Jest bardzo inspirująca i relaksująca zarazem, pomaga skupić myśli i zachęcić
mózg do kolejnej liczbowej gimnastyki oraz sprawia, że podrygując nieco
odkładamy zwrócone świeżo przez czytelników książki na odpowiednie miejsce…
Muzyka i biblioteka to całkiem
niezły duet, bo muzyka potrafi też być ciszą, a cichy to inny głośny….a na
naszej wiekowej lecz nie tracącej koloru wykładzinie dywanowej można sunąć
tanecznym krokiem między regałami książkowymi, niesłyszalnie, niepostrzeżenie…
Krysia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz